poniedziałek, 9 lutego 2009

Decorum czy jednak nie??

Fascynuje mnie ostatnio realizacja telewizyjna. Lubię patrzeć na kadrowania i ujęcia, zastanawiać się dlaczego realizator wizji wybrał własnie te a nie inne by opowiedzieć daną historię. W końcu każda sztuka to nic innego jak opowiadanie historii. Jest początek, środek i zakończenie. To łączy je wszystkie, ale sposóbów na opowiedzenie jednej i tej samej historii wydaje się być nieskończenie wiele. Pociąga mnie stara chrześcijańska zasada o ubości środków. Jak to jest że jednocześnie im mniej tym więcej?? Może chodzi o głebię przekazu?? Może własnie to jest najlepszą weryfikacją czy to co tworzę ma jakiś sens, przsłanie, jest wewnętrznie spójne?? Być może czasami pewne efekty są potrzebne by czemuś nadać mocniejszy akcent, ale w przypadku słowa pisanego co może nimi być??Ostatnio rzadko mi się zdarza sięgnąć po jakąś książkę beletrystyczną, za to częściej czytam te popularnonaukowe lub naukowe sensu stricto. Czyżby reality byłó ciekawsze niż fiction?? Przecież ja własnie uwielbiam S-F, ale dawno nie znalazłem już niczego na miarę Lema, Asimowa, czy Dicka. Być może jeszcze Ben Bova piszący swój długi cykl planetarny jest pociągający, ale gdzie inni??
Czy to jest tylko kryzys fabuły czy coś więcej?? Być może to jest tak, że u podstaw każdego dobrego S-F musi leżeć filozofia - pytania o rzeczy podtawowe. Czym jest człowieczństwo?( Blade Runner), czym jest rzeczywistość (Matrix)?, czy możliwe jest porozumienie między zupełnie róznymi kulturami/rasami(Fiasko, Kontakt)???Czym jest ewolucja (Niezwyciężony)???
Te pytania nie wyczerpują listy, więc jest jeszcze spore pole do zaorania w dziedzinie S-F. Więc czemu tak trudno trafić jakąś dobrą książkę z tego gatunku na liście?Może to kryzys formy a nie treść, w końcu czytelnictwo spada...Czyżby nadzieja była w nowych mediach?? Czy anime może zastapić książkę dla dziesiejszych dzieci internetu?? Krótka forma, dynamiczny przkaz i dobra fabuła a pod spodem nadal fundamentalne pytania: gdzie jest granica człowieczeństwa (Hellsing, Ghost in the Shell), czym jest przyjaźń i dojrzewanie (Naruto) czym jest miłość, czy istnieje przeznaczenie(Full metal Alchemist)?? Mam dylemat bo czy o tak poważnych pytaniach można mówić w tak trywialnej formie jak kreskówka??Gdzie tu zgodność stylu i treści, gdzie ubogie środki (animacja wydaje się nie mieć żadnych granic)?? A może to jest ucieczka przed czymś jeszcze gorszym, przed przeintelektualizowaniem, przed pseudosztuką, której już ani twórca ani odbiorca nie rozumie a jedynie jest to gra ideologii ponowoczesności?? Wydaje mi się, że przekaz musi mieć odbiorcę inaczej traci sens. Jeśli badamy radioteleskopami niebo to nadajemy na najbardziej uniwersalnej częstotliości tak by ci po drugiej stronie słuchawki mieli szansę usłyszeć ,że dzwonimy i zrozumieć co mówimy. Więc może kluczem jednak jest pchanie przez mainstremowy przekaz drugiego dna, tworząc taki palimpset. Może dlatego tak trudno napisać dobrą książkę czy opowiadanie, bo z jedenej strony ma się do opowiedzenia historię a z drugiej ona musi się sprzedać by mieć odbiorcę. Więc decorum pozornie przegrywa, czy tak jest oceńcie sami. Nie tak dawno była 90 rocznica wybuchu Powstania Wilekopolskiego, z tej okazji powstał "Poznańczyk" Peji zachęcam do posłuchania:http://www.youtube.com/watch?v=rYg4DzivXe4

niedziela, 8 lutego 2009

Rzemieślnik czy artysta??

Witam ponownie, piszę bo co poniektórzy mają pretensje, że reaktywowałem bloga a nie piszę na nim. Więc grzecznie dziś skuwam słowa, łącząc w zdania i wytapiam posta. To co piszę ta poetyka huty ma sens, albowiem istnieją dwie główne wizje twórcy: rzemieślnika i artysty. Ten pierwszy pracuje zawsze, niezależnie od weny tworzy to na co ma zlecenie. Wykorzystuje przy tym cały swój kunszt i warsztat jaki posiada, ale jest nadal najemnikiem. Ten drugi pracuje dla siebie, jest wolny, pracuje wtedy gdy ma natchnienie i robi dokładnie to co chce zrobić. Dziś wielu artystów mówi, że się nie wstydzi gdy występuje w reklamach, wszak zarabiają w ten sposób pieniądze, a żadna praca nie hańbi. To fakt nie hańbi, ale są też zajęcia, które nie przynoszą żadnej chwały tym co je wykonują. Czasami po prostu trzeba z czegoś żyć. Ale czy od razu trzeba dorabiać do tego ideologię?? To w porządku zrobić dobrą reklamę, która się dobrze sprzedaje. Jednak pod warunkiem, że sprzedaje się bo jest dobrze zrobiona a nie dlatego, że jest w niej znana twarz. W końcu reklama to branża medialna czyli też praca twórcza. Wobec czego pan reżyser czy scenarzysta bierze pieniądze za to by miało to jakiś poziom artystyczny powiedzmy. Jednak nie będę tu mówił jaka reklama jest zła a jaka dobra, nie bedzie też żadnej kryptoreklamy. Bardziej chcę pokazać pewne zjawisko, dotyczące znanych postaci dziś powiedzielibyśmy celebrytów. Wielu z nich swą pozycję zawdzięcza ciężkiej pracy i słusznie zbiera jej owoce w postaci nagród, hojnych honorariów czy sławy i uznania w oczch publiki. Jednak chcę powiedzieć o pewnym nowym typie celebryty - religinym. Jest w naszym kraju paru dziennikarzy, muzyków czy nawet księży robiących sobie PR swoją religijnością. Nie mnie ją oceniać, natomiast zastanawia mnie ile ta poza publiczna ma wspólnego z życiem zwykłego człowieka. Jest pewna granica, która obowiązuje zwykłych śmiertelników, natomiast celebrycie jej przkroczenie uchodzi zwykle na sucho. Bo to bardzo łatwo powiedzieć gwieździe - ja jestem wierząca i w niedzielę wyłączam komórkę bo niedziela jest dla Pana Boga. Znany muzyk też zostanie zrozumiany gdy powie, że w domu nie ma telewizora, bo to zjadacz czasu. Są też i dziennikarze co  gotowi zerwać z kimś współpracę, bo dana osoba popełniła literówke w słowie Pan Bóg. Jednak gdy spojrzymy na nasze: zwykłe, codzienne, szare życie to zastanówmy się ile w nim mamy miejsca na takie gesty?? Jeśli mamy go choć trochę to jesteśmy błogosławieni i dobrze, że tak jest. Jednak jesli nie mamy to najczęściej myslimy ale jak to odebraliby to nasi bliscy?? Pewnie uznają nas za pomyleńców czy wariatów, w najlepszym razie za ludzi o szalonej, heroicznej wierze. Chrystus w oczach Greków był głupkiem, Rzymianie mieli go za nieszkodliwego rozrabiakę, Żydzi za bluźniercę -  tylko uczniowie widzieli w nim Mesjasza. Jednak ci sami uczniowie nie byli już tak postrzegani wśród współczenych. Większość z nich żyła wśród ludzi prostych i utrzymywała się pracy własnych rąk - byli wikliniarzami, rybakami, cieslami. Cieszyła się uznaniem i autorytetem wśród bliskich, choć byli rzemieślnikami w pracy dnia codziennego. To w głoszeniu Słowa Bożego byli jak artyści, mówili wtedy gdy była potrzeba a nie wtedy gdy ktoś im kazał. Działali z potrzeby serca nie z wyrachowania. Mieli ten luksus bo utrzymawali się z pracy niezależnej od ich posługi jako nauczycieli, proroków, czy kapłanów. Ich wiara była autentyczna i nie miała nic wspólnego z pozą, nie powodowała przy tym, że inni uznawali ich za dziwaków. Dlatego mam spory dystans do naszych religijnych celebrytów. Cokolwiek, bym nie robił chcę pozostać w tym autetntyczny i normalny, by nie być freakiem i nie straszyć. A zachęcać swym przykładem osobistym. A dziś dedykuję wszystkim piosenkę WWO "U ciebie w mieście" gdzie padają słowa: "zarabiam bo gram, nie: gram by zarabiać":) I one są moim mottem chcę "zarabiać bo piszę a nie, pisać by zarabiać" 
Pozdrawiam wszystkich czytelników i czekam na komentarze!!